Taką końcówkę miał krążek (w moim przypadku kaseta) Ungovernable Force angielskiej klasyki wściekłego punka Conflict. 30 minut wściekłości na świat, na otoczenie, na całą niesprawiedliwość świata. To wkurzenie kipiało z każdej minuty aż do końca. W ostatnim kawałku wszystko cichło, wszystko się tonowało, tempa przygasały. Nie było już tego poczucia wyrzucania z siebie całego bólu. Było poczucie, że z tego uwolnienia energii coś się zaczyna wyłaniać.
Klawisz, przesterowana gitara w tle i ten piękny, kobiecy głos. Niczym na gruzach tego świata nastał nowy dzień. Takie obrazki zawsze wyłaniały się po przesłuchaniu tego kawałka. Pomimo tego, że ciemne barwy są cały czas obecne w tekście, oczyma wyobraźni widziałem jak wszystkie frustracje zaczynają być przekuwane na coś pozytywnego, popychającego do stawiania kolejnych kroków na tym niesprawiedliwym i pełnym łez padole.
Po tych kilkunastu latach, które minęło od kiedy ostatni raz słuchałem całej tej płyty został w mojej pamięci właśnie ten kawałek. Jest mocny nawet w oderwaniu od całego krążka.