czwartek, 15 sierpnia 2013

Jestem ździebełkiem

Początki są magiczne bo nastrajają, nakręcają podekscytowanie do granic możliwości, poruszają niekedy do głębi i robią to w taki sposób by człowiek z niepokojem, zainteresowaniem słuchał i słuchał jak najdłużej zatopiony w dźwiękach.


Końcówki są po to by zostawić człowieka z myślą, zaintrygować do dalszych poszukiwań, albo po prostu zaszczepić chęć do działania, kontynuowania swojej pasji, pielęgnowania wkurzenia na cały świat, albo po prostu są po to, by po chwili zagłębienia się w myślach zaprosić do wciśnięcia jeszcze raz przycisku "play".



Początki i końcówki są ważne. Jednak nie miałoby się co rozpoczynać i kończyć gdyby nie środek. Najlepsze płyty to takie, które porywają na początku, obracają w trakcie niczym tornado ździebełkiem trawy, a następnie opuszczają na ziemię by dać odpocząć, otrząsnąć się z tej nietypowej podróży.

Circle Takes The Square.
Jestem ździebełkiem.

niedziela, 11 sierpnia 2013

niepokój, jazz i piwo gryczane

Jazz na punkowych korzeniach nawet zaczyna być strawny. :) Contemporary Noise Quintet (teraz już Sextet) to kapela, którą poznałem jakiś czas temu na fali badania co się dzieje z członkami niektórych zespołów. Akurat CNQ wpadło mi w ręce i od razu zaintrygowało bo jest to projekt stworzony przez osoby maczające palce swojego czasu w Something Like Elvis.
Fanem jazzu nigdy nie zostanę, ale co jakiś czas się on przewija przez moje głośniki, pod różnymi postaciami. Czasem sięgam także po jazz core (tak! była taka hybryda dość popularna na scenie hc/punk w latach 90.).
CNQ przyszło do mnie w czasach, które kojarzą mi się z zimą, niepokojem. Na chwilę spadło na mnie jak grom, ale szybko odpłynęło, zginęło pod gradem innych kawałków, płyt. Odkopałem ich przypadkowo niedawno. Poszperałem. Zamówiłem płyty. Dwie. Ot, zmiana - wtedy pierwsza płyta to była nowość. Kilka dni temu paczka znalazła się na moim biurku. Niczym cień przekradła się do mieszkania niezauważona. Czar prysł gdy dobiegł mnie głos z drugiego pokoju anonsujący przesyłkę, którą przyniósł listonosz.
Weekend w osamotnieniu, zbierające się chmury, piwo gryczane, świeże zatargi z lepszą połówką, szereg rozterek. To chyba dobry podkład pod takie dźwięki? Contemporary ma to czego oczekiwałem. Niepokój sączy się z każdego kawałka, z każdego dźwięku, z każdej ściany, z każdego narastania, z każdej zmiany tempa i współgra z każdą chmurą usilnie starającą się skropić wyschnięty bruk. Może jednak to tylko magia chwili?