piątek, 16 listopada 2012

Kuria w weekend

Powinienem się pakować. Ogarniać plecak, naszykować ciuchy na jutrzejszy wyjazd. Na razie jednak starczyło mi pary tylko na sprzątanie elektronicznych sprzętów. Tak czy inaczej, jutro poranna pobudka, dzień w pracy, a popołudniu kierunek Lublin. Tektura. To cel na weekend. Po inspiracje. To powód numer jeden. Po wiedzę. To dwa.
Co z inspiracjami będzie? W końcu powstanie stowarzyszenie. Miejmy nadzieję. To już jest ten moment by pójść z tym dalej, albo machnąć ręką.
Co będzie z wiedzą? Też jest na to plan. :) Ale o tym na razie cichosza.
Lublin ma i miał wiele zespołów wartych uwagi. Silence, Panacea, Knife In The Leg, Gas Chamber Melodies, In Vitro... Dla niektórych ta lista nie mogłaby obyć się bez Antichrist i Amen. Zresztą można byłoby dłużej i dłużej...
Words Mean Nothing. Ten blog nie może obyć się bez tej kapeli. Bardzo fajna muzyka. Screamo takie jakim być powinno. :)
Poza tym z WMN powiązany personalnie był label Basement Works. Pisałem o tym wydawnictwie już kiedyś. To dalej jest inspirujące!



sobota, 10 listopada 2012

Pięć serc nauczonych nie płakać!

Przypominam sobie zespoły. Jesień sprzyja tego typu podróżom. W czasie. W przestrzeni. Wracam do inspiracji, które przykrył kurz.
Jeden z tych zespołów, które mam w pamięci. Nie jestem pewien czy istnieją, czy grają. Internet daje ten komfort, że nie trzeba być na bierząco. Wszystko jest w zasiegu. Z drugiej strony można się obudzić i dowiedzieć, że jakiś ciekawy assambl już zamachał chusteczką na pożegnianie.
Analenę sprawdzałem kilka dni temu. Ktoś zapytał się na facebooku. Mały detektyw obudził się we mnie i znalazła się odpowiedź. Analena nadaje!
Echo Is Your Love?
Dajcie mi chwilę... nadaje! Październik 2012: "pracujemy nad nowymi piosenkami"!
Dwa zespoły z magnetycznymi głosami. Kobiecymi. Które przy zgrzytliwych melodiach, dźwiękach są jeszcze piękniejsze.


Nie mogę uwierzyć, że ten album ma 12 lat!

Na koniec natomiast "Peace song"

poniedziałek, 5 listopada 2012

Uwolnić przestrzeń? W sumie... czemu nie!

Warszawa - Kopenhaga - Gdańsk - Tczew. Ot, taka marszruta. Mały wstępniak w Polsce. Później intensywne dni w Kopenhadze.
Kilka spotkań, masa inspiracji. Chłonąłem każdy moment, każdy centymetr tego miasta. Jest tam tak samo beznadziejnie jeśli chodzi o pogodę. Chłód z wilgocią przechodzi do każdego nieosłoniętego kawałka i wsiąka, wnika. W sumie jak u nas. Jest drożej. Przeraźliwie czasem. Jednak jest jakoś tak bardziej... magicznie...? Przyjacielsko? Nie wiem. Jednak dobrze było poznać te wszystkie historie. Mało w tym moim wyjeździe było przestrzeni dla zabytków, muzeów. Za to dużo dla miejsc. Domów dla ludzi, którzy czegoś chcą od życia, czegoś chcą od swojego otoczenia. I to uzyskują.
Uwolnić przestrzeń? Czemu nie!
Inspirujące. Ze wszech miar.

Jedna z pamiątek z Kopenhagi. Taki "łiardełorld". Tyle, że na rzecz Domu Młodzieży. Retrospekcja sprzed lat.
Ungdomshuset blir!

Chyba trzeba te doświadczenia zebrać w jedną całość. Póki co jednak, tak po duńsku, wciska się:
Bolsjefabrikken, Ungdomshuset, Folketshus, Trampolinehus - Tak!

Jako soundtrack do deszczu zawsze sprawdzał się Blue Raincoat. Retrospekcja po raz drugi. Ta jednak już z okolicy. No.. może tej dalszej. ;)