sobota, 29 września 2012

Warto żyć

Co jakiś czas wracam do nich. Jest trochę takich zespołów, które wprawiają w drganie całego ciała, sprawiają, że serce szybciej zaczyna bić.
Wracam do tekstów. Genialnych. Wyciągających z głowy myśli, porządkujących je, dających przestrzeń.

Jeśli masz dla kogo umrzeć, to na pewno masz dla kogo żyć.

Przyglądając się wszystkim newsom, dyskusjom o Paktofonice, Magiku i zamieszaniu związanemu z filmem, ten wers mi cały dzień towarzyszył. Paktofoniki nigdy nie słuchałem, ale jeżeli jakiś wniosek z tej całej zawieruchy dla mnie wynika, to właśnie ten wers dobrze to obrazuje.



środa, 26 września 2012

Przedmieście nadaje

Mieszkamy na na jakimś zadupiastym przedmieściu. Ok, należy do Detroit, ale co z tego? Do centrum jest daleko, do reszty świata jeszcze dalej. Dobrze, że mamy garaż, dobrze, że mamy fajnych starych, którzy nas wspomagają w łupaniu i rozwalaniu kolejnych strun, dobrze, że mamy siebie. Zacznijmy razem grać. Tak wolno? Niee, zagraj to szybciej. Jeszcze szybciej. Ooo tak. Fajnie. Taki Hendrix na sterydach. On mógł robić dziwne rzeczy z gitarą, to my też możemy. On też nie był biały...
To fikcyjna wypowiedź. Nawet nie wiem czy dokładnie zgodna z okolicznościami. Ot, luźna fantazja na temat tego jak mogłyby brzmieć słowa jednego z braci Hackney. Rok 1974. Trzech czarnych kolesi wpada jak można grać dźwięki, które niczym zaraza za kilka lat opanują świat, a jakiś Angol z Londynu będzie na tym zbijał kokosy. Trzech młodych kolesi, którzy chwycili gitary, stworzyli coś własnego, pięknego, łamiąc przynajmniej kilka schematów. Kilka koncertów w garażu, trochę jadu puszczonego w eter, trochę piosenek nagranych w studiu. Świat o nich nawet się nie dowiaduje. Mniej więcej dwadzieścia kilka lat później ktoś odkopuje archiwalia. Okazuje się, że pierwszym punkowym zespołem był Death z Detriot.

piątek, 21 września 2012

bandyta, czyli jak wywołać wspomnienia radiowe

Wczoraj jeszcze się z niego śmiałem. Kochałem jak tego krnąbrnego dzikusa. Dzisiaj zalazł za skórę. Ot, jaka zmienna potrafi być natura psia i ludzka zresztą też. Siedzimy teraz obok siebie pokłóceni. Trochę robię mu na złość i nie wyłączam Worn In Red lecącego nad jego głową. On jednak ma mnie dość głęboko. Musiałbym chyba puścić Aghatocles lub Unholy Grave leżące gdzieś za moimi plecami. Pamiątki po radiowym zbieractwie. Wczoraj na chwilę wpadłem do Fabryki zdać krótką relację z wyjazdu do Stanów. Łezka mi się zakręciła. Czasem przeklinałem to, że muszę tam iść, w pewnym momencie boleśnie odczułem efekt wypalenia, ale jednak coś w tym życiu radiowym zawsze było i jest nadal. Ciągnie jak diabli. Do tego, że można powiedzieć coś w przestrzeń, nawiązać dialog, nić porozumienia z osobami, o które ocierasz się tylko na ulicy, stoisz za nimi w kolejce, na które przeklinasz gdy przeciągają zakupy przy kasie, na które obrażasz się gdy kierujące przez nie auto pryska prosto w Ciebie stróżką z kałuży. Spotkanie ponad podziałami? Coś w tym jest. Sok z Żuka leciał zawsze wieczorem. Szczególne audycje były zawsze jesienią lub zimą. Ciemno, głos roznosił się po pustym biurze utopionym w nocnej magmie, którą przebiajała tylko jedna lampka. Czasem ten złośliwy bydlak, z którym jestem pokłócony mi towarzyszył. Ogrzewał stopy, interesował się winylami lub kompaktami, zastanawiał się do czego służą kable i co się stanie jak się je obliże. Bandyta. Kocham go i nie cierpię jednocześnie. Mało dwu lub czworonogów ma zdolność wywoływać takie emocje we mnie. Niech mu będzie. Aghatocles nie będzie. A na wspomnienie radia może być tylko jeden zespół. Noo... ok może być ich zdecydowanie więcej, ale ten jest taki... pierwszy w pamięci....

czwartek, 20 września 2012

...rozpakowywanie też!

Już po. W zasadzie "po" już było kilka chwil temu. Jednak kupka dokumentów, ulotek i innych materiałów ciągle czeka na posortowanie, ogranięcie i wprawienie ruch. Masa ciekawostek, przeżyć, obserwacji przywiezionych do przetrawienia. Było różnorodnie, ciekawie, zaskakująco. Zarówno w trakcie wizyty studyjnej, jak i później, już w trakcie zbijania bąków na ulicach Nowego Jorku.
Przyjdzie czas by to wszystko ogarnąć, spisać, podzielić się tym. Na razie jednak dwa odkrycia muzyczne. Jedno może odrobinę zaskakujące, przynajmniej dla osób czytających tego bloga.

Drugie może mniej. Ale też świetne :)


Zatapiam się w papiery i przy okazji dziękuję za bodźce by coś tu się pojawiało. Może stosów komentarzy tutaj nie ma (w zasadzie nie ma żadnych :)), ale chyba fajniejsze są te słowa wypowiedziane w twarz.