wtorek, 29 listopada 2011

acustic day

Dzisiaj krótko (choć podwójnie), akustycznie i refleksyjnie. Dzisiejszy wieczór jest w rytm dwóch Panów.
Pierwszy poszedł ścieżką, którą podąża aktualnie trochę punkowych grajków zza wielkiej wody. Jakoś ciągnie do rdzennego, odartego ze wszystkiego grania z akustykiem. Bez komplikacji, bez udziwnień - ja, moje słowa, kilka dźwięków na gitarze. Piękno często tkwi w prostocie. Chuck Ragan sobie zdaje z tego sprawę doskonale. Aż prosi się by to na polskie ogniska przeszczepić. Choć istnieje wtedy wielkie ryzyko, że niektórzy by jednym ciagiem grali go obok dżemu, hey i czarnych oczu. Tego bym chyba nie wytrzymał.



Drugi uznawany jest, w wielu kręgach, za króla. W fazie zachwytu rock'n'rollem wśród wielu hc punków Cash stał się, niemal naturalnie, również obiektem uwielbienia. Mnie raczej przyciąganie tak nie capnęło, ale jest pewien kawałek, który potrafi wyciskać łzy. O ironio! To cover.



miłego dumania!

niedziela, 13 listopada 2011

jeden krok w przód, dwa w tył?

Za każdym razem, gdy patrzę na polskie społeczeństwo i myślę, że jakiś postęp jednak jest w obszarze toleracji, respektowaniu odmiennych kultur, postaw, poglądów, to trafiają do mnie takie kwiatki jak komentarze na lokalnym portalu pod ogłoszeniem o Dniu Walki z Faszyzmem i Antysemityzmem. Pod standardowym ogłoszeniem, informacją o jakimś wydarzeniu jest ich kilka do kilkunastu, pod tym było blisko pięćdziesiąt. Z tego znacząca większość to przemyślenia o tym gdzie powinni zostać wysłani Żydzi i ich zwolennicy, próby rozważań nad tym, jak "zdrowa" tkanka większości jest dyskryminowana i zagrożona samymi stwierdzeniami o istnieniu miejszości, albo o czarnych kartach historii (w wypadku tego dnia nawet nie bezpośrednio w naszej). Skąd takie oburzenie i zajadłość? Może z obawy przed zburzeniem idealnego społecznego domku z kart gdzie nie ma miejsca dla innych wychodzących poza ramy ustalone przez większość: białą, katolicką, słowiańską z dziada pradziada?
Na chwilę stałem się uczestnikiem tego marszu. Dlaczego? Z potrzeby serca, z przeświadczenia, że w tym miejscu powinienem być choć na sekundę by dać odpór, choć symboliczny, takim komentarzom. Gdzieś wewnątrz pojawiła się myśl, że jeżeli zaczniemy udawać, że nic się nie dzieje, to kiedyś może być zbyt późno na reakcję. Dużo pracy w tym temacie jest przez cały czas. Choć tej jesieni pojawia mi się wiercące w czasce wrażenie, że po jednym kroku, następują dwa w tył. Oby to było tylko wrażenie spowodowane smutną aurą.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Leatherface - sztorm, deszcz i domorośli alkoholicy

Leatherface pojawiło się kilka linijek niżej przy okazji Hot Water Music. Trochę głupio, że jako pierwsza w tym blogu została wymieniona latorośl dopiero później rodzic. Idąc tropem naprawiania zaległości dzisiaj przywołuję starych dziadów.

Pod koniec października miałem okazję zawitać na kilka dni do Szkocji. Wypad na wyspy, oprócz pracy, miał dać mi sposobność do kilku rzeczy. Na przykład do zaspokojenia tęsknoty do wyspiarskiego piwa. Jak ja kocham ale i stouty! Tysiące małych browarów, receptur, smaków. Tak na marginesie miejmy nadzieję, że ta browarnicza różnorodność odrodzi się u nas na dobre. Dziś ja jednak nie o tym. Przede wszystkim jednak mogłem rzucić się w wir zakupów. Jednak zamiast wybierać duże kombinaty odzieżowe, na celowniku pojawiły się sklepy, sklepiki muzyczne. Takich miejsc w naszym kraju jest coraz mniej. Komisy z muzyką, sklepy trochę bardziej i trochę mniej undergroundowe gdzie płyt cd, winyli, dvd i innych rzeczy jest cała masa. No i co za tym idzie mozna złapać od groma znakomitych kąsków za naprawdę niskie pieniądze (nawet w przeliczeniu!). Taki obrazek przywiozłem sobie z Manchesteru. Rzucanie się w wir - takie było założenie! Niestety życie czasem ma w rzyci nasze plany i tym razem właśnie tam były moje. A może zabrakło mi trochę szcześcia, porządnego zbadania terenu i jeszcze kapinki więcej wolnego czasu niż miałem? Może. C by nie mówić, tona płyt ze mną nie przyjechała, ale udało mi się przypomnieć o jednym dawno odkładanym, przez to trochę zapomnianym zakupie.
Oto jest! Leatherface i najnowsze dziecko "The Stormy Petrel". Jest na tym krążku wszystko to co miało być. Jest impregnowany whisky i fajkami głos Frankiego Stubbsa, są melancholijne melodie w raczej średnio wolnych punkowych tempach, jest deszcz, jest zmierzch, jest sztormowa pogoda, jest kolejna porcja muzyki dla domorosłych alkoholików. Czego chcieć więcej od tego zespołu? Wiem! Koncertu w Polsce! Koniecznie jesienią!

http://www.leatherface.biz