wtorek, 19 czerwca 2012

Głośniki dzisiaj służą do zbierania kurzu cz. 3

... akurat teraz. Zaczyna zalegać na nich coraz grubsza warstewka. Staram się systematycznie ten proces odkładania się kolejnych mikrowarstwek zaburzać i swoimi paluchami natarczywie naciskać guziki na wieży, włączać i wyłączać i robić kupę innych rzeczy, które sprawią, że jeszcze ten jeden raz, jeszcze na kilka piosenek ten wytwór japońskiej myśli technicznej z szumem wystartuje.
Wszystko się psuje. Zawsze tak było i pewnie będzie bo jak w całym wszechświecie każdy wytwór ma pewien etap życia. Psuje się człowiek, psują się zwierzęta, psują się rośliny, więc nieuchronność psucia dopada także nasze wytwory. Psują się także urządzenia, na których można słuchać muzykę. Nie pierwszy raz, no i chciałoby się dodać, że nie ostatni... Jednak chyba tym razem to już ostatni dech. Sprzęt się psuje. Co dalej? Może jednak coś na czarne (i kolorowe) płytki z dziurką w środku? Coraz więcej fajnych rzeczy na winylach tylko śmiga. Denerwował i denerwuje mnie ten dyktat nośnika, ale może... Zbiera się kurz. Na ostatnio zakupionych płytkach również. Wasted, W Kilku Słowach, MassMilicja, Eye For An Eye, a chciałoby się jeszcze posłuchać raz split Next Victim i From The Depths i trochę letnich hiciaków takich jak Bombshell Rocks, Travoltas i innych energetycznych wynalazków, które rokrocznie sprawiają, że trochę lepiej znosi się lato na blokowisku... Wieża się psuje, zbiera się kurz. Muszę szukać innych, nowoczesnych rozwiązań. A to płytka na chwilę wyląduje w dvd, a to w komputerze, a to uda się także płytkę wrzucić na telefon. To tylko towary zastępcze - czuję że moja mina gdy zbliżam się to tych urządzeń wyraża zdegustowanie. Trzeba zmienić ten stan.
Towarem zastępczym jest także youtube. Są mistrzostwa, Irlandczycy pokazują jak się powinno traktować piłkę to i większy apetyt na irlandzki folk. Oczywiście w tej wersji podkręconej na punkowe obroty:




Mistrzostw nie bojkotuję. Chleba zamiast igrzysk? Ciężko mi jest sobie wyobrazić, że te pieniądze gdyby nie Euro udałoby się zebrać i przekazać na "chleb" (piszę w cudzysłowiu bo rozumiem, że to słowo to hasło). Pytanie co to Euro nam da? Tylko nie w kategorii tu i teraz, bo wtedy rzeczywiście to będą tylko igrzyska, a w długofalowej perspektywie. Stworzyliśmy sobie dzięki Euro pewien potencjał (turystyczny, infrastrukturalny też trochę), za którym dopiero teraz powinna pójść praca, by inwestycje na siebie pracowały i dawały przywoływany "chleb". Tylko pytanie czy tak się stanie? Czy politycznie to będzie opłacalne bo to wykorzystać? Czy nie skończy się na laurce, uściśnięciu rączek i przejściu do porządku dziennego z sukcesem? I tutaj obawy podzielam, ale nie na tyle by bojkotować, a przynajmniej według mnie jest na to jednak zbyt późno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz