Kilka spotkań, masa inspiracji. Chłonąłem każdy moment, każdy centymetr tego miasta. Jest tam tak samo beznadziejnie jeśli chodzi o pogodę. Chłód z wilgocią przechodzi do każdego nieosłoniętego kawałka i wsiąka, wnika. W sumie jak u nas. Jest drożej. Przeraźliwie czasem. Jednak jest jakoś tak bardziej... magicznie...? Przyjacielsko? Nie wiem. Jednak dobrze było poznać te wszystkie historie. Mało w tym moim wyjeździe było przestrzeni dla zabytków, muzeów. Za to dużo dla miejsc. Domów dla ludzi, którzy czegoś chcą od życia, czegoś chcą od swojego otoczenia. I to uzyskują.
Uwolnić przestrzeń? Czemu nie!
Inspirujące. Ze wszech miar.
Jedna z pamiątek z Kopenhagi. Taki "łiardełorld". Tyle, że na rzecz Domu Młodzieży. Retrospekcja sprzed lat.
Ungdomshuset blir!
Chyba trzeba te doświadczenia zebrać w jedną całość. Póki co jednak, tak po duńsku, wciska się:
Bolsjefabrikken, Ungdomshuset, Folketshus, Trampolinehus - Tak!
Jako soundtrack do deszczu zawsze sprawdzał się Blue Raincoat. Retrospekcja po raz drugi. Ta jednak już z okolicy. No.. może tej dalszej. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz