niedziela, 4 marca 2012

Niczym feniks!

Emo umarło. Trochę jest tak, że wielu by tego chciało. Trochę jest też tak, że wiele z zespołów, które stanowiły trzon tego typu grania odpłynęło w inne rejony (kłania się chociażby postmetal i neurosisowatość) lub po prostu rozpłynęło się w czasoprzestrzeni. Brakuje mi tej masy kapel z Francji reprezentujących to co roboczo zawsze nazywałem francuskie screamo. To był styl grania połączonego z pewną postawą. To mówiło wszystko! Brakuje mi takich wytwórni jak stare Denovali, Level Plane, Ebullition no i masy mniejszych wydawnictw, które często wydawały po jedno - dwa wydawnictwa, ale za to w fajnym stylu. Pokazując, że diy to pewien miks postawy, przekonań z para-artystycznym sznytem. Te wkładki pisane odręcznie na kartkach od zeszytu, odręczne rysunki, klejone klejem biurowym wkładki zrobione z papieru czerpanego - połączenie muzyki z deklaracją o tym, że w czasach zjadania wszystkiego, można coś ciekawego wyczarować z prostej, dostępnej dla wszystkich formy. W Polsce przez chwilę dumnie ten sztandar dzierżyło Basement Works. Brakuje mi tej masy zespołów, które mówiły o tym, że korzenie ich są w hc/punku, że to z tego wzięło się ich granie, teksty, postawy. To mnie ciągnęło: zbudowanie na punkowym fundamencie czegoś nowego, innego. Jakże często zresztą w historii tak było. Z biegiem lat to krzepło, osiadało, zmieniało się.
Nadal jest kupa fajnych, aktywnych zespołów. Nadal screamo/emo - jako to emocjonalne spojrzenie na hcpunk, jest, istnieje, pulsuje w żyłach wielu zespołów. Jednak co mnie cieszy to, że Aussitot Mort nadal nagrywa
takie albumy jak ten.
Może poprzez to, że ten zespół zawsze niejako był dla mnie kontynuacją Amandy Woodward, może przez to, że te dźwięki wywołują u mnie tak pozytywny ciąg skojarzeń, może przez jeszcze tysiąc innych rzeczy, a może po prostu przez to, że to kawałek zajebistego, trzęsącego sercem i rozrywającego trzewia grania? Może przez to wszystko na raz, wydanie tej płyty jest dla mnie kolejnym z kilku ważnych wydarzeń ostatnich miesięcy na scenie hc/punk.
Warto jak diabli na chwilę przysiąść i posłuchać. Jednak nie tylko po to by patrzeć w przeszłość. Po to by na tym patrzeniu zbudować sobie coś na przyszłość. Ot, takie prozaiczne stwierdzenie wlatuje w głowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz